Jeśli nie umiesz być sam…

Niektórzy ludzie są dziś bardzo wrażliwi na samotność. Wystarczy, że nie ma maila od bliskiej osoby, nikt ze znajomych nie dzwoni, by pojawił się lęk, poczucie odrzucenia, stany depresyjne. I to myślenie: dla nikogo nie jestem ważny, wszyscy mają mnie gdzieś, jestem beznadziejny.

Amerykanie mówią o nim FOBA: fear of being alone. W czasach, gdy niemal każdy ma ponad setkę znajomych na Facebooku lęk przed byciem samemu to powszechny problem. Badania pokazują, że zaledwie 17 proc. dwudziestoparoletnich kobiet czuje się komfortowo, gdy są same. W pokoleniu ich rodziców 55 proc. Reszta – boi się samotności.

 „Omijałam to uczucie, zagłuszałam je, kombinowałam jak koń pod górkę, a i tak czułam się, jakbym była ciągle głodna – pisze Desperatka75 na internetowym forum. – Zawieram znajomości łapczywie, myśląc, że wreszcie ten głód zaspokoję, ale to działało tylko wtedy, gdy ktoś przy mnie był. Gdy zostawałam sama dopadało mnie to okropne uczucie totalnego osamotnienia”.

Samotność jest jak zaszczepiony dawno temu wirus. Nie pojawia się w momencie, gdy telefon przestaje dzwonić albo odchodzi ktoś bliski. Jest w nas już wcześniej, przyczajona, wyciszona, czekająca. Wyczuwamy ją i próbujemy się bronić. Uciekamy. Ta ucieczka jest dziś banalnie prosta. Przychodzisz do domu, otwierasz Facebooka i klik – już jesteś z kimś. W autobusie sms-ujesz ze znajomym, żeby zabić czas. A gdy rozstajesz się z partnerem, natychmiast rozglądasz się za kolejnym związkiem.

 Skąd ten lęk?

Lęk przed byciem samemu pochodzi najczęściej z czasów, gdy byliśmy dziećmi. Z doświadczenia opuszczenia – niekoniecznie fizycznego – przez kogoś bliskiego, najczęściej przez matkę. Albo wręcz przeciwnie: kontakt z opiekunami był tak intensywny, że dziecko nie miało szansy nauczyć się, że jest odrębną istotą.

Jeśli człowiek sobie z tym nie poradzi, jako dorosły może nie umieć być sam. Będzie potrzebować być w stałym kontakcie z innymi ludźmi, tak jak to się dzieje między matką a dzieckiem. Może też przechodzić od relacji do relacji – od relacji z matką do związku z partnerem, potem do kolejnego związku i kolejnego. A gdy poczuje się sam – może nałogowo chodzić na zakupy, na basen, do klubu – by tylko mieć poczucie, że jest z ludźmi. Albo włączyć telewizor – to doskonały substytut czyjejś obecności. Może też uciekać w alkohol, imprezy, internet. Byle dalej od siebie.

To dalej Desperatka: „Najtrudniej jest w weekendy, gdy nie mam się z kim spotkać. Siedzę sama w pustym mieszkaniu i czuję wręcz fizyczny ból. Na Facebooku cisza, nie przychodzą maile. Rozpadam się”.

Dobra samotność

Doświadczenie dobrej samotności to warunek, żeby się dobrze czuć z drugim człowiekiem. Żeby tworzyć z nim dobrą relację. Wielu moim pacjentkom, choć mężczyznom też się to zdarza, rozpadają się fajne związki tylko dlatego, że nie potrafią być same. Gdy partner na chwilę się odsuwa, ona wpada w panikę. I albo też się dystansuje czy wręcz zrywa, albo osacza go jak bluszcz – a wtedy on może tego nie wytrzymać.

Ale doświadczenie dobrej samotności to również warunek, żeby zrozumieć kim jesteś, co lubisz, do czego chcesz dążyć. Judy Ford, amerykańska psychoterapeutka i doradczyni rozwoju osobistego, autorka wielu bestsellerów w książce „Singielka nie znaczy samotna” pisze: „Gdy spojrzymy wstecz na nasze samotne życie, zaczynamy rozumieć, w jaki sposób doświadczenia życia w pojedynkę stanowią ważny element tego, kim jesteśmy. To połączenie różnych doświadczeń, które sprawia, że jesteśmy wyjątkowi. Samotność jest niezbędna, gdy chcemy słuchać głosu naszej duszy. Jeśli jesteś sam, twoja dusza nawołuje, abyś zwrócił uwagę na to, co czyni cię szczęśliwym, a także na naukę, jaką niesie każde życiowe doświadczenie”.

Naucz się być sam

Można to zrobić na terapii. Dużą skutecznością charakteryzuje się tutaj terapia schematów i terapia poznawczo-behawioralna, ale inne nurty też będą bardzo pomocne. Podczas terapii osoby uczą się, że są wartościowe i kompletne, nawet jeśli są same. Gdy tego doświadczą, łatwiej im znieść, że partner nie jest zawsze w stu procentach dostępny, że ma też swoje pasje, swoich znajomych, swoje sprawy. I że gdy jego nie ma, nie trzeba zagłuszać samotności Facebookiem, butelką wina ani niczym innym. Że można po prostu fajnie spędzić czas ze sobą.

Ale można też małymi kroczkami, samemu oswajać swoją samotność. Na początek powstrzymaj odruch włączenia telewizora czy facebooka, gdy jesteś sam w domu. Wytrzymaj 10 minut. Potem trochę dłużej. Zatrzymaj się i posmakuj tego, co przeżywasz. Odczuwaj wszystkimi zmysłami to, co dzieje się wokół ciebie: kolory, kształty, zapachy. Poczuj, co dzieje się w twoim ciele. I w emocjach.

Jeśli włączasz muzykę, posłuchaj jej świadomie. Siądź naprzeciwko głośników i zamień się w słuch. Gotuj dla siebie. Módl się. Medytuj. Idź na spacer. Wsłuchuj się w siebie i swoje potrzeby.

Desperatka: „Grunt to zauważyć, że się od samej siebie ucieka. Z różnych przyczyn. Że ma się w sobie taką samotność jak kłujący kaktus, i że ucieka się od niej szukając ratunku w ludziach. Najpierw trzeba to zobaczyć… a potem pomalutku, próbować te kolce oswoić”.

Dodaj komentarz